<< Strona główna
Księgarnia brydżowa Księgarnia brydżowa Księgarnia brydżowa Poznajmy się BBO
Szukaj

Autor: Stanisław Michałowski
Artykuł ze Świata Brydża  7/8-2001
Opowieści Czytelników

Psychologia w obronie i ataku


Gram w brydża już dość długo, ale więcej dla przyjemności niż wielkiego wyczynu. Wyniki mam raczej średnie, jednak, jak sięgnę pamięcią wstecz, tylko jeden raz (!), przed ponad 30 laty, jeszcze jako gracz początkujący, zostałem "ustrzelony" psychologicznie przez nie byle kogo, bo samego Andrzeja Wil-kosza! Jako mój przeciwnik w turnieju indywidualnym w Sopocie Wilkosz był uprzejmy za-inwitować końcówkę pikową za pomocą bocznego koloru, a jakże, treflowego, a jakże, wymagającego uzupełnienia, a jakże. Kolor ten, jak się okazało po rozdaniu, prezentował się jako... 3 2 (słownie trójka z dwójka). Inwit został przyjęty i końcówka pikowa została zrealizowana. Trzykrotnie dochodziliśmy z partnerem do piłki i żaden z nas ani raz nie otworzył trefli (ja z układu K W 9 x x, zaś partner z D10 x x). Jasne, że jajo przez protokół!
    Po rozdaniu było mi trochę markotno. Szedłem w turnieju dość dobrze, a tu takie coś mi się zdarzyło! Byłem nawet trochę oburzony (oczywiście, nie dałem nic po sobie poznać, ponieważ dobre maniery były wtedy znane, nawet lepiej niż teraz).
Dziś, z perspektywy lat, muszę powiedzieć, że powinienem być Andrzejowi Wilkoszowi wdzięczny. l jestem! Bowiem dzięki temu zdarzeniu po raz pierwszy (na własnej skórze i na własne oczy) dostrzegłem nieznane mi dotychczas wielkie znaczenie zagrań psychologicznych w brydżu. Sama technika - to w zasadzie drobiazg. Można się tego nauczyć (talent + pracowitość = wyniki). Dopiero psychologia to prawdziwie wyższa szkoła jazdy. Wymaga bowiem stałego (!) "wczuwania się" w problemy przeciwników.
W tym miejscu przypomnę rozdanie z l ligi, opublikowane w Brydżu nr 4/2000, jako rozdanie 7 w Konkursie na najlepszą obronę:

 Mecz; obie po, rozd. E.

 
 K 9 2
 10 9 7
 7 2
 K D 8 6 4
 
 D 10 3
 K W 5
 W 8 3
 A W 10 9
 A 7
 A D 2
 K 10 9 6 5 4
 3 2
 
 W 8 6 5 4
 8 6 4 3
 A D
 7 5
 

Zawodnik W rozgrywał 3BA po wiście 9. Zabił w ręku królem i zagrał W na impas. Obrońca na pozycji S doprawdy niewiele ryzykował, bijąc asem (W mógł być przypadkowo czwarty!) i otwierając piki (W wstawił damę), w wyniku czego doszło do wpadki bez jednej, gdyż rozgrywający przeszedł do ręki asem trefl i ponowił impas karowy).
Otóż, gdybym ja to rozgrywał, nigdy by mi się to nie zdarzyło. Uważam, że pierwsze dwa ruchy rozgrywającego to dwa błędy!
Błąd l (techniczny): Zabicie królem a nie waletem marnuje jedno pewne dojście do ręki, które może się przecież później przydać.
Błąd II (psychologiczny): Zagranie W zdradziło, że karty tej nie posiada N! Po prostu gra się8 (ja wiem, że będę impasował, a oni niech myślą, co to takiego). Śmiem twierdzić, że nie ma na świecie kozaka, który tę ósemkę zabije asem! Choćby nie wiem jak chciał zmylić rozgrywającego i fortelem położyć kontrakt, powstrzyma go obawa, że w następnej lewie karowej z hukiem spadnie od partnera walet, a od niego - dama! Pomijając fakt, że w ten sposób można puścić lewę, tempo i kontrakt, to jeszcze rechot życzliwych (tych nigdy nie brak) będzie słyszalny głośno, długo i daleko!
Morał
: nie wystawiaj się samodzielnie na odstrzał (czytaj: psychologiczną akcję przeciwnika)

Popatrzcie teraz na takie rozdanko (z turnieju na maksy):


D 9 6 3 2
K 10 7
A 5 4
A 5
10 7
D 8
K W 8
K W 9 8 7 6

Po licytacji: N - 1, S (ja) - 1 BA "stałem się graczem".
Wist: 2!

Lubię przeciwników, którzy są mi przychylni, jeśli nie wywodzą się od Danajów. Niby można puścić, odblokować asa, dojść do ręki za pomocą
W lub D, wyrobić trefle i dojść do nich K. Ale jeśli coś z boku nie stoj lub, co gorsza, nie trafię, co, trefle mogą się przeziębić i mogą być duże kłopoty. A te rozmówki na "giełdzie"! Zrolował proste bez atu mając 23 PC z robotnikiem i podwójnymi trzymaniami we wszystkich kolorach, w dodatku po sprzyjającym wiście! Koszmar! W tej trudnej sytuacji z pomocą przychodzi... tak, psychologia. Spokojnie (nigdy nie zdradzaj, że masz w ogóle jakieś problemy) zadysponowałem ze stołu asa (z prawej gratulacyjna trójeczka), po czym blotka karo, z prawej siódemka (nie wiem, co to, i nie chcę wiedzieć), a z ręki... właśnie, co z ręki? Jeśli, nie daj Boże walet weźmie, to co dalej? A więc z ręki 8! Wygląda to na dom wariatów, nieprawdaż?
    Jednak efekt tych posunięć był piorunujący. Wstawcie się bowiem w położenie gracza W (a zapewniam Was, że to łebski gość!).
Po pierwsze, radość z trafionego wistu (walet lub król u partnera bardzo prawdopodobny), po drugie, czy jakaś inna kontynuacja poza treflową wygląda szczególnie atrakcyjnie? Raczej nie, wszędzie mgła. Tak więc kontynuacja 4 była kwestią chwili. Z ręki E czarna do czarnej, zaś rozgrywający bije siódemką i gra ósemkę, wyrzucając ze stołu pika. A to łobuz! Mnie, starego wróbla... Na jakąkolwiek akcję jest już za późno. Spokojnie wyrabia się lewę w kierach i kasuje resztę fort. Zapewniam wszystkich, że miło się pisze 120 na prawie pustą burtę! Nie lekceważmy więc psychologii na co dzień!


wykonanie: Strony internetowe gdańsk - Netidea.pl