Będąc studentem fizyki, mam już za sobą dwa trudne studenckie lata. Trudy te związane są nie tylko z nauką, ale o wiele bardziej z moimi kłopotami ekonomicznymi: drogi akademik, dyskoteki, a do tego moja dziewczyna Marta jest zagorzałą wielbicielką muzyki i co tydzień ciągnie mnie na jakiś koncert. Wszystko to sporo kosztuje, a ponieważ prężnie kiedyś działające spółdzielnie studenckie dziś chylą się ku upadkowi, źródeł finansowania postanowiłem szukać w gronie drobnych biznesmenów do których należy mój wuj Karol. Pasją wuja i jego przyjaciół jest brydż. "To gra dla inteligentnych" - mówią.
Kibicując kilkakrotnie tej partii, doszedłem do nieskromnego wniosku, że gram wcale nie gorzej i mógłbym co nieco podreperować swój studencki budżet występując w tym "kółku". Wpadłem więc do wuja i jego żony Klary.
Ciocia Klara robiła czasami za "czwartego", tak właśnie było tego wieczora. W pewnym momencie, po kolejnej niezbyt udanej akcji cioci, po której grzmiał strasznie wuj, zwróciła się ona do mnie z propozycją nie do odrzucenia.
- Lolek, zastąp mnie na chwilkę, a ja przygotuję coś do jedzenia.
- Ależ ciociu, ja gram słabo, a do tego nie mam pieniędzy...
- Nie przejmuj się, pierwszą lekcję funduję ci ja - odrzekła i już jej nie było. Z kuchni doleciał jeszcze jej perlisty głos: Ewentualna wygrana należy do ciebie!
Wujo groźnie spojrzał na mnie, gdy siadałem naprzeciw - był przekonany, że o mojej wygranej nie może być mowy, a tym samym jego przegrana będzie podwójna. Przecież tak naprawdę, za moją lekcję płacić będzie on, a nie jego małżonka, która zajmowała się głównie wydawaniem pieniędzy. Zarabiać i to dużo musiał wuj. Ulubionym powiedzeniem cioci, gdy przychodziło do rozmów o pieniądzach, było: Ach, pieniądze? Pieniądze są do wydawania. A ja robię to dobrze, nawet bardzo dobrze! Prawda Karolku? Ach jakież to szczęście wydać się za prawdziwego mężczyznę, który należycie potrafi utrzymać dom, a przede wszystkim zadbać o żonę.
W takich momentach wujo mamrotał coś pod nosem, ale gdy ciocia wspinając się na palce całowała go zalotnie w policzek, pękały ostatnie lody. Wujo odwzajemniał się uśmiechem, przekonany, że racje są po stronie jego uroczej żony. Ale przejdźmy do tego co się stało w pierwszym rozdaniu partii (rozdawał S):
Biznesmen Filip
Ja
♠
A 10 5
♥
8 2
♦
K 10 9 8 5
♣
5 4 3
Wujo
♠
W 8 2
♥
K 10
♦
A 4 2
♣
10 9 8 7 6
♠
9 7 4 3
♥
D W 7 4 3
♦
W 7 6
♣
D
♠
K D 5
♥
A 9 6 5
♦
D 3
♣
A K W 2
Biznesmen Marian
Pan Marian - producent szczoteczek do zębów, poprawił się w siodle, spojrzał na swego vis-a-vis i rzekł: "Filipie, skup się na grze - otwieram 1BA".
Później, gdy już lepiej poznałem "konwencje" stosowane przez p. Mariana, wiedziałem, że taka zapowiedź oznacza tzw. "bez atu pancerne", 18-20 PC. Choć i teraz, moja nieprzeciętna inteligencja podpowiadała mi, że w tej uroczystej zapowiedzi kryje się nieprzeciętna siła.
Po moim pasie, pan Filip - wytwórca agrafek, bez wahania wzniósł się do 3 BA, które zakończyły licytację. Dobrze, że gram za pieniądze mojej ukochanej cioci - pomyślałem, wistując ♣10.
Rozgrywający z dezaprobatą spojrzał na wyłożone karty dziadka, zabił ♣D i natychmiast zagrał ♦D. Instynktownie położyłem blotkę - czytałem przecież coś o przepuszczeniu. Na ♦3 dołożyłem ze spokojem, dyskretnie ziewając, także blotkę. Rozgrywający spojrzał podejrzliwie w moją stronę, lecz ujrzawszy skończonego głupka, uspokojony położył dziesiątkę. Wujo łapczywie zagarnął lewę waletem i zagrał ♥4 do mojej dziesiątki. Gdy do zagranego przeze mnie trefla wujo dołożył karo, wiedziałem że wykonałem znakomite zagranie i rozgrywający, z braku dwóch dojść do stołu, nie zdoła wykorzystać fort karowych. Pan Marian zadumał się. Ten czas namysłu wykorzystałem także i ja. Toteż gdy na stole pojawiła się ♠6, z przekonaniem o słuszności sprawy, dołożyłem waleta (!) - uniemożliwiając impas dziesiątką, a tym samym pozbawiając rozgrywającego dodatkowego dojścia do dziadka.
Po krótkim szamotaniu się z dalszą rozgrywką, p. Marian wyłożył się bez jednej. Ja zaś oczekiwałem pochwał wuja Karola.
- Słuchaj młodzieńcze, być może uprawiana przez ciebie gra jest bardzo interesująca, ale ja wolę brydża - rozpoczął wuj. Najpierw nie zastosowałeś się do żelaznej zasady "figur na figur" i przepuściłeś ♦D co o mało nie doprowadziło do straty lewy - rozgrywający mógł w drugiej lewie karowej postawić króla, a wtedy z moim waletem mógłbym pójść do fotografa. Później pogwałciłeś kolejną, nie mniej ważną zasadę "druga ręka puszcza", podkładając waleta. Gdyby rozkład pików był następujący:
♠ A 10 x
♠ W x x ♠ D x x
♠ K 9 x x
Maniek wziąłby cztery lewy, a my żadnej. Tym razem miałeś szczęście, co niezbicie potwierdza słuszność ludowego przysłowia o tym, kto szczęście posiada.
- Ależ wujku, rozgrywający nie mógł mieć czterech pików. Twój wist ♥5 (czwartą najlepszą) zdradził w ręku S cztery kiery, a rozkład kar i trefli ujawnił się wcześniej...
- Dobrze, dobrze - przerwał moje wywody wujo. Słuchaj starszych, a źle na tym nie wyjdziesz.
Ciocia wniosła stos kanapek. Później było moje ulubione ciasto - sernik. Wujo pozwolił mi zagrać jeszcze kilka robrów. Na najbliższy tydzień jestem więc finansowo ustawiony.
Gdy późnym wieczorem opuszczałem gościnne progi, w przedpokoju dotarł do mnie głos wuja.
- Pamiętaj o pryncypiach:
Figur na figur
Druga ręka puszcza
- Młodość ma swoje prawa! - odkrzyknąłem.
Na dworze było cholernie zimno. Jak się stąd wydostać w tę czarną noc? - myślałem.
- Lolek, gdzie idziesz, przecież tu stoi moja gablota - usłyszałem głos producenta agrafek. Wiesz, to podłożenie waleta nie było takie głupie. Rozgrywka też nie była dobra. W drugiej lewie należało zagrać ♦3 do dziesiątki w stole, a wtedy...